HISTORIA SZÓSTA
„Wątpliwości”
Kędzierzyn-Koźle
nie przywitał jej zbyt przyjaźnie. Praktycznie od samego początku napotykała
mnóstwo trudności, które z każdą chwilą piętrzyły się coraz wyżej i wyżej. Ani
razu nie pomyślała, że to zła decyzja. Nie miała czasu, aby rozwodzić się nad
tym, co przyniesie los. Nie należała do osób, które analizują swoje życie i
każdą sytuację rozkładają na czynniki pierwsze. Żyła chwilą, łapała byka za
rogi i dzielnie szła przed siebie.
Służbowy
samochód odmówił posłuszeństwa na środku drogi. Służbowe mieszkanie zostało
zalane przez jakąś staruszkę. Służbowy telefon się rozładował. Wszystko, co
służbowe, okazało się wyjątkowo łatwo ulegać częściowej destrukcji. Stała przed
samochodem i czekała na cud. Tym cudem miało być przybycie pomocy drogowej. To
jednak nie rozwiązywało wszystkich jej problemów, więc, po załatwieniu
wszystkich formalności, znowu stała. Tym razem za jej plecami nie było już samochodu.
Nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Po pewnym czasie zdecydowała się ruszyć w
końcu z miejsca i spróbować znaleźć jakiś hotel. Jednak okazało się to lekko
niemożliwe. Dwie walizki pełne przeróżnych rzeczy zdawały się nie mieć ochoty
na współpracę, a do najbliższego hotelu były przynajmniej trzy kilometry. Tak
się kończy bycie kobietą niezależną i unoszenie się honorem. „Sama sobie
poradzę” – te słowa wypowiadała przynajmniej dziesięć razy dziennie. I
faktycznie dawała sobie radę. Możliwe, że teraz też by to zrobiła, ale nie
musiała się o tym przekonywać.
- Co tak piękna kobieta robi sama w środku nocy w
takiej dziurze? – do jej uszu dobiegły angielskie słowa wypowiedziane z obcym
akcentem.
- Szuka naiwnego faceta, który za dobry seks ją
przenocuje – odparła od niechcenia.
- Naiwny nie jestem, na seks za wcześnie, ale
przenocować cię mogę – odpowiedział i wyciągnął rękę w jej stronę.
- Chyba jednak jesteś naiwny – powiedziała po
kilkunastu minutach jazdy.
- Niby dlaczego?
- Zaczepiasz nieznajomą kobietę, a potem
zabierasz ją do swojego mieszkania. Uważasz, że to normalne?
- Nie taką znowu nieznajomą, a poza tym to
mieszkanie klubowe, a nie moje.
- O czym ty mówisz?
***
Po
raz kolejny spóźniona. Po raz kolejny wywołała sensację, bo nikt nie wiedział o
jej przybyciu. Patryk zaprosił ją na swoje urodziny, ze względu na sentyment.
Widywali się rzadko, ale wspomnienia i wspólnie przeżyte chwile nie pozwalały
zapomnieć o drugiej osobie. Tacy przyjaciele zdarzają się raz na tysiąc
przypadków. Wpadła do kędzierzyńskiego klubu i od razu zauważyła sporą grupę
siatkarzy oraz kilka kobiet wokół nich. Nie miała wątpliwości, że to oni.
Czarnowski pomachał jej i zaprosił do loży. Przywitali się, przekazała mu
prezent i złożyła życzenia. Potem poznała resztę chłopaków. Bawiła się
wyjątkowo, ale następnego dnia trzeba było wracać do szarej rzeczywistości i
codziennych obowiązków.
***
- I zatrzymałeś się tylko dlatego, że widziałeś
mnie raz, prawie rok temu, na urodzinach Czarnowskiego, którego, swoją drogą,
już nie ma w Kędzierzynie? – zapytała zdziwiona.
- Byłaś wówczas bardzo oryginalna, zapadłaś mi w
pamięć – odpowiedział wymijająco, a ona już o nic więcej nie pytała.
Dotarli
do mieszkania Rouziera. Atakujący, jako gentleman, ustąpił Karinie
pierwszeństwa w korzystaniu z łazienki. Ona w zamian przygotowała kolację.
Usiedli razem do stołu, rozmawiali o wszystkim i niczym, przecież praktycznie
się nie znali.
- To, co cię tu sprowadza? - zapytał Antonin.
- To samo, co ciebie. Praca – uśmiechnęła się i
upiła łyk wina.
- Tak? A gdzie pracujesz?
- Nie chcesz wiedzieć – odparła od niechcenia.
- Skąd wiesz?
- Nieważne, wiem i już. Nie musimy rozmawiać o mojej pracy. Są ciekawsze tematy.
Cała taka była. Tajemnicza, bezpośrednia i jednocześnie niedostępna. Nie było dla niej tematów tabu, no może poza jednym – jej pracą. Tej informacji strzegła jak oka w głowie. Prawdę znał tylko Czarnowski, nawet jej rodzice o wszystkim nie wiedzieli.
Trudno powiedzieć, czy była to kwestia szumiącego w głowie alkoholu, czy może jednak jakiegoś dziwnego przyciągania, nie zmienia to faktu, że tej nocy grzeczni nie byli. Prawie w ogóle się nie znali, ale między nimi były chemia i pożądanie, nad którymi nie potrafili zapanować.
- Tak? A gdzie pracujesz?
- Nie chcesz wiedzieć – odparła od niechcenia.
- Skąd wiesz?
- Nieważne, wiem i już. Nie musimy rozmawiać o mojej pracy. Są ciekawsze tematy.
Cała taka była. Tajemnicza, bezpośrednia i jednocześnie niedostępna. Nie było dla niej tematów tabu, no może poza jednym – jej pracą. Tej informacji strzegła jak oka w głowie. Prawdę znał tylko Czarnowski, nawet jej rodzice o wszystkim nie wiedzieli.
Trudno powiedzieć, czy była to kwestia szumiącego w głowie alkoholu, czy może jednak jakiegoś dziwnego przyciągania, nie zmienia to faktu, że tej nocy grzeczni nie byli. Prawie w ogóle się nie znali, ale między nimi były chemia i pożądanie, nad którymi nie potrafili zapanować.
Obudziła
się rano i uśmiechnęła się sama do siebie. A jednak nie było za wcześnie –
zaśmiała się w duchu. Zabrała wszystkie swoje rzeczy z mieszkania Rouziera i
udała się do swojego nowego, służbowego lokum.
***
Praca
pochłonęła ich oboje. On zajęty był treningami, a ona śledzeniem trzech
mężczyzn naraz. Miała trudną profesję, ale to uwielbiała. Wiedziała, że tylko
jako detektyw będzie mogła się realizować. Był jeden minus takiego zajęcia:
ciągle zmieniała miejsce pracy, więc nie mogła się z nikim związać. Poza tym im
mniej osób wiedziało o jej pracy, tym lepiej. Istniało mniejsze
prawdopodobieństwo, że ktoś niechcący ją zdradzi i doprowadzi do nieszczęścia.
Czasami
jednak przeklinała w duchu swój wybór. Były takie dni, że pragnęła spokojnego
życia kury domowej. Marzyła o gromadce dzieci i domu z ogródkiem. To były
nieliczne chwile słabości. Jedną z nich przeżyła, gdy zobaczyła Rouziera z
jakąś piękną dziewczyną. Ledwie go znała, ale poczuła lekką zazdrość. Doszła do
wniosku, że ona nigdy nie będzie mogła poświęcić się dla związku. Zawsze będzie
tylko w połowie. Jej złość sięgnęła granic, gdy Antonin namiętnie pocałował
swoją towarzyszkę. Miała ochotę podejść do nich i opowiedzieć o wydarzeniach
sprzed miesiąca, ale powstrzymała się, bo zauważyła obiekt swojej obserwacji.
***
Drużyna
z Jastrzębia przyjechała do Kędzierzyna na mecz. Nie mogła sobie odpuścić
takiej okazji, musiała iść na to spotkanie i jednocześnie zobaczyć się z
Czarnowskim.
Cały
mecz był wyjątkowo zacięty. Skończył się wygranym dla Kędzierzynian
tie-breakiem. Karina odczekała chwilę, aż część kibiców opuści halę i ruszyła w
stronę Patryka. Ten, gdy tylko ją zauważył, uśmiechnął się szeroko i rozłożył
ramiona, aby ją przytulić. W przyjacielskim uścisku trwali kilkanaście sekund.
Okropnie za sobą tęsknili.
- No i jak mogłeś przegrać? - zapytała kpiąco
dziewczyna.
- Za słabo kibicowałaś – odparł obojętnie.
- Za słabo kibicowałaś – odparł obojętnie.
- No wiesz co? Jesteś okropny! Gardło sobie
zdarłam, a ty jeszcze narzekasz – zaśmiała się.
Po chwili jej mina zrzedła, za plecami Patryka ujrzała Rouziera. Uśmiechniętego i kipiącego radością, Rouziera. Antonin przywitał się z Czarnowskim, w ogóle jej nie zauważając.
Po chwili jej mina zrzedła, za plecami Patryka ujrzała Rouziera. Uśmiechniętego i kipiącego radością, Rouziera. Antonin przywitał się z Czarnowskim, w ogóle jej nie zauważając.
- Karina, to jest Anto – przedstawił go Patryk.
- Karina Malczewska – uśmiechnęła się słodko i podała rękę Francuzowi, on odpowiedział jej tym samym. Przed środkowym udawali, że się nie znają.
Nie mogła tak łatwo go wypuścić. Razem z nim i ekipą Zaksy wybrała się do klubu. Tam zapomniała na chwilę o przytłaczającej rzeczywistości i narastających problemach w sprawie.
- I jak idzie sprawa? Długo jeszcze będziesz siedzieć w Kędzierzynie? - zagadnął Patryk.
- Karina Malczewska – uśmiechnęła się słodko i podała rękę Francuzowi, on odpowiedział jej tym samym. Przed środkowym udawali, że się nie znają.
Nie mogła tak łatwo go wypuścić. Razem z nim i ekipą Zaksy wybrała się do klubu. Tam zapomniała na chwilę o przytłaczającej rzeczywistości i narastających problemach w sprawie.
- I jak idzie sprawa? Długo jeszcze będziesz siedzieć w Kędzierzynie? - zagadnął Patryk.
- Wszystko idzie jak po grudzie. Wygląda na to,
że dobrze się ukrywają albo ja się już do tego nie nadaję. Siedzę tu od dwóch
miesięcy, a sprawa praktycznie nie ruszyła z miejsca! Ja zaraz normalnie
oszaleję! - krzyknęła zdenerwowana i wtuliła się w siedzącego na kanapie
przyjaciela.
- Oj, dziewczyno. Od kiedy ty taka rozchwiana emocjonalnie jesteś? Będzie dobrze. Przecież już nie raz były takie sprawy, że ciągnęły się prawie rok. I tak jesteś najlepsza.
- Zaczynam mieć wątpliwości. A jeśli ja siedem lat temu popełniłam błąd? Jeśli źle wybrałam? - pytała histerycznie.
- Malczewska, nie piernicz! - zaśmiał się i porwał ją na parkiet.
- Oj, dziewczyno. Od kiedy ty taka rozchwiana emocjonalnie jesteś? Będzie dobrze. Przecież już nie raz były takie sprawy, że ciągnęły się prawie rok. I tak jesteś najlepsza.
- Zaczynam mieć wątpliwości. A jeśli ja siedem lat temu popełniłam błąd? Jeśli źle wybrałam? - pytała histerycznie.
- Malczewska, nie piernicz! - zaśmiał się i porwał ją na parkiet.
***
Od
ilości wypitego alkoholu mocno szumiało jej w głowie, ale ciągle miała nad sobą
kontrolę. Czarnowski ani na chwilę nie pozwolił jej usiąść i pogrążyć się w rozmyślaniach
na temat słuszności dotychczasowych decyzji.
- Odbijany – Rouzier zwrócił się do Patryka i już po chwili znalazła się w ramionach atakującego.
Jego perfumy przyjemnie drażniły jej nozdrza. Pod wpływem jego wzroku jej skute lodem serce zaczynało bić szalonym rytmem. Gdy objął ją swoimi męskimi dłońmi i zaczął powoli kołysać w rytm romantycznej piosenki, poczuła się jak we śnie. We śnie, który w każdej chwili może przerodzić się w koszmar.
- Dlaczego wtedy uciekłaś? - zapytał.
- Tak już mam... Poza tym ty też święty nie jesteś. Powiedziałeś swojej dziewczynie, że przeleciałeś jakąś dziwkę, którą spotkałeś na środku drogi? - prychnęła lekceważąco.
- Nie powiedziałem, bo ona nie jest moją dziewczyną. Tak samo jak ty nie jesteś dziwką – odpowiedział spokojnie i ujął jej twarz w swoje dłonie.
Patrzył jej głęboko w oczy, a ona miała coraz większy mętlik w głowie. Szukała w sobie siły, żeby go odepchnąć. Nie znalazła. Nie sprzeciwiła się też, gdy delikatnie muskał jej wargi. Ten pocałunek był zupełnie różny od tych, jakimi ją obdarzył tamtej nocy. Ten był czuły, a jednocześnie namiętny. Nie był nachalny, biło od niego uczucie.
Gdy się od niego oderwała, z jej oczu popłynęły łzy. Tak dawno nie płakała, tak dawno nie czuła się bezsilna, tak dawno nie potrzebowała kogoś, kto cały czas będzie obok. Tak dawno nie była sobą. Pod wpływem tej dziwnej relacji cała skorupa, jaką stworzyła wokół siebie, pękła. Na miliony malutkich kawałeczków. Chciała uciec, uciec jak najdalej, ale on jej nie pozwolił. Zmęczoną i zrozpaczoną zabrał do swojego domu, potem położył w swojej sypialni, a sam spał na kanapie.
- Odbijany – Rouzier zwrócił się do Patryka i już po chwili znalazła się w ramionach atakującego.
Jego perfumy przyjemnie drażniły jej nozdrza. Pod wpływem jego wzroku jej skute lodem serce zaczynało bić szalonym rytmem. Gdy objął ją swoimi męskimi dłońmi i zaczął powoli kołysać w rytm romantycznej piosenki, poczuła się jak we śnie. We śnie, który w każdej chwili może przerodzić się w koszmar.
- Dlaczego wtedy uciekłaś? - zapytał.
- Tak już mam... Poza tym ty też święty nie jesteś. Powiedziałeś swojej dziewczynie, że przeleciałeś jakąś dziwkę, którą spotkałeś na środku drogi? - prychnęła lekceważąco.
- Nie powiedziałem, bo ona nie jest moją dziewczyną. Tak samo jak ty nie jesteś dziwką – odpowiedział spokojnie i ujął jej twarz w swoje dłonie.
Patrzył jej głęboko w oczy, a ona miała coraz większy mętlik w głowie. Szukała w sobie siły, żeby go odepchnąć. Nie znalazła. Nie sprzeciwiła się też, gdy delikatnie muskał jej wargi. Ten pocałunek był zupełnie różny od tych, jakimi ją obdarzył tamtej nocy. Ten był czuły, a jednocześnie namiętny. Nie był nachalny, biło od niego uczucie.
Gdy się od niego oderwała, z jej oczu popłynęły łzy. Tak dawno nie płakała, tak dawno nie czuła się bezsilna, tak dawno nie potrzebowała kogoś, kto cały czas będzie obok. Tak dawno nie była sobą. Pod wpływem tej dziwnej relacji cała skorupa, jaką stworzyła wokół siebie, pękła. Na miliony malutkich kawałeczków. Chciała uciec, uciec jak najdalej, ale on jej nie pozwolił. Zmęczoną i zrozpaczoną zabrał do swojego domu, potem położył w swojej sypialni, a sam spał na kanapie.
***
Obudził
ją zapach świeżo parzonej kawy. Otworzyła oczy, aby za chwilę je zamknąć. Coś
jej nie pasowało. To nie było jej zielono-śliwkowe królestwo. Nigdzie nie było
wielkiej żyrafy, którą dostała od Patryka na osiemnaste urodziny i, co
najważniejsze, nigdzie nie było jej świętego laptopa. Wstała z łóżka i podążyła
za unoszącym się zapachem. W ten sposób dotarła do przestrzennej kuchni, z
której dochodziły dziwne popiskiwania. Szybko zorientowała się, że to Antonin
chwali się przed światem swoim talentem wokalnym i uśmiechnęła się szeroko.
Straciła nad sobą panowanie i, nie zwracając na nic uwagi, przywarła do
Rouziera swoimi wargami. Po chwili czuła jego ręce błądzące po każdym skrawku
jej ciała. Nic się dla niej nie liczyło, ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
Namiętne chwile przerwała im mikrofalówka, która oznajmiała, że śniadanie
zostało odgrzane.
Usiedli przy stole i zaczęli konsumpcję posiłku, jednocześnie posyłając sobie mnóstwo ukradkowych spojrzeń. Żadne nie potrafiło przerwać ciszy. A może nie chciało?
- Karina, czy z tobą wszystko jest w porządku? - zapytał po chwili, a ona parsknęła śmiechem.
- Zależy w jakim sensie pytasz.
- Wczoraj w klubie bardzo dziwnie zareagowałaś na ten pocałunek... Potem praktycznie nie było z tobą kontaktu...
- Anto, nie martw się. Po prostu w ostatnim czasie mam dużo problemów na głowie i źle się poczułam. To nic poważnego, ale przepraszam za kłopot.
Rouzier chciał już coś powiedzieć, ale telefon Kariny dał o sobie znać. Szybko podniosła się z krzesła i odebrała połączenie.
- No, chyba sobie żartujesz! Nie umiecie upilnować takiej pierdoły jak Kwaśnicki? I co ja teraz powiem w centrali? Ta sprawa dzięki tobie stała się jeszcze większym bagnem, niż była! - krzyczała do telefonu. - Tak, wiem. Nie mam innego wyjścia, będę za piętnaście minut – rozłączyła się i ciężko westchnęła, próbując nie okazywać swoich emocji.
- Kari, co się stało? - zapytał zmartwiony atakujący.
- Antek, ja przepraszam... Muszę iść... Praca – gorzko się uśmiechnęła i zaczęła się ubierać.
Gdy stała już w drzwiach, Francuz złapał ją za rękę i mocno do siebie przyciągnął. W takim uścisku trwali dłuższy czas. Potem jeszcze ją czule pocałował i kazał zadzwonić.
Usiedli przy stole i zaczęli konsumpcję posiłku, jednocześnie posyłając sobie mnóstwo ukradkowych spojrzeń. Żadne nie potrafiło przerwać ciszy. A może nie chciało?
- Karina, czy z tobą wszystko jest w porządku? - zapytał po chwili, a ona parsknęła śmiechem.
- Zależy w jakim sensie pytasz.
- Wczoraj w klubie bardzo dziwnie zareagowałaś na ten pocałunek... Potem praktycznie nie było z tobą kontaktu...
- Anto, nie martw się. Po prostu w ostatnim czasie mam dużo problemów na głowie i źle się poczułam. To nic poważnego, ale przepraszam za kłopot.
Rouzier chciał już coś powiedzieć, ale telefon Kariny dał o sobie znać. Szybko podniosła się z krzesła i odebrała połączenie.
- No, chyba sobie żartujesz! Nie umiecie upilnować takiej pierdoły jak Kwaśnicki? I co ja teraz powiem w centrali? Ta sprawa dzięki tobie stała się jeszcze większym bagnem, niż była! - krzyczała do telefonu. - Tak, wiem. Nie mam innego wyjścia, będę za piętnaście minut – rozłączyła się i ciężko westchnęła, próbując nie okazywać swoich emocji.
- Kari, co się stało? - zapytał zmartwiony atakujący.
- Antek, ja przepraszam... Muszę iść... Praca – gorzko się uśmiechnęła i zaczęła się ubierać.
Gdy stała już w drzwiach, Francuz złapał ją za rękę i mocno do siebie przyciągnął. W takim uścisku trwali dłuższy czas. Potem jeszcze ją czule pocałował i kazał zadzwonić.
***
Nie zadzwoniła. Bynajmniej nie dlatego, że nie chciała. Po
prostu się bała. Przestraszyła się swoich uczuć i nieprzyjemnej wizji
przyszłości. Wiedziała, że to się nie uda. Nie chciała przysparzać cierpienia
sobie i jemu. Sprawa, która ściągnęła ją do Kędzierzyna-Koźla, była bardziej
skomplikowana, niż to się na początku wydawało. Wciągnęła ją w kręgi, których
każdy normalny człowiek unika. Była do tego przyzwyczajona, ale tym razem
popełniła błąd.
Błąd, który kosztował ją bardzo wiele. Nie maskowała się wystarczająco, nie była czujna na każdym kroku. To doprowadziło ją do zguby. Wpadła we własną pułapkę.
Błąd, który kosztował ją bardzo wiele. Nie maskowała się wystarczająco, nie była czujna na każdym kroku. To doprowadziło ją do zguby. Wpadła we własną pułapkę.
***
- Wyjdzie z tego? - Czarnowski po raz
kolejny maltretował pielęgniarkę.
- Proszę pana, proszę poczekać. Pana przyjaciółka jest na sali operacyjnej, zajmuje się nią jeden z najlepszych chirurgów w Polsce. Nic więcej w tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć.
Siedział na szpitalnym korytarzu i czekał na wyrok. Skazujący lub uniewinniający. Skazujący na wieczną żałobę lub uniewinniający od zakorzenienia w niej wątpliwości. Tym razem los nie był łaskawy.
- Proszę pana, proszę poczekać. Pana przyjaciółka jest na sali operacyjnej, zajmuje się nią jeden z najlepszych chirurgów w Polsce. Nic więcej w tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć.
Siedział na szpitalnym korytarzu i czekał na wyrok. Skazujący lub uniewinniający. Skazujący na wieczną żałobę lub uniewinniający od zakorzenienia w niej wątpliwości. Tym razem los nie był łaskawy.
- Przykro mi, panie Czarnowski.
Robiliśmy, co w naszej mocy, ale kula przebiła główną tętnicę... Pani Karina
nie żyje...
Patryk opadł ponownie na krzesło i schował twarz w dłonie. Nie krył emocji, nie potrafił. Karina była dla niego jak siostra. Los ich rozdzielił. Malczewską zgubiły jej własne wątpliwości. Rouzier, gdy tylko wszedł do szpitala, zobaczył Czarnowskiego i wpadł w jakiś niepojęty szał. Rzucał przekleństwami w trzech różnych językach, krzyczał i nie mógł się opanować. Nie mógł sobie darować, że nie zdążył powiedzieć jej o swoich uczuciach...
Patryk opadł ponownie na krzesło i schował twarz w dłonie. Nie krył emocji, nie potrafił. Karina była dla niego jak siostra. Los ich rozdzielił. Malczewską zgubiły jej własne wątpliwości. Rouzier, gdy tylko wszedł do szpitala, zobaczył Czarnowskiego i wpadł w jakiś niepojęty szał. Rzucał przekleństwami w trzech różnych językach, krzyczał i nie mógł się opanować. Nie mógł sobie darować, że nie zdążył powiedzieć jej o swoich uczuciach...
***
- Wiesz, czasem mam wrażenie,
że gdzieś tu z nami jesteś. Że nade mną czuwasz i odganiasz wszelkie złe duchy.
Anto jakoś sobie poukładał życie, ale już nie jest taki sam. Ja też nie
jestem... Oj, Karina, widzisz, co narobiłaś? - uśmiechnął się gorzko. Zapalił
znicz i odmówił modlitwę, a potem poszedł na trening.Bo czasem nie ma miejsca na wątpliwości. Lepiej się nie zastanawiać i nie działać wbrew sobie.
_______________________
Chciałyście Antosia, to macie. Mówiłam, że nielogiczny. Najbardziej rozbraja mnie jednak fakt, że wspominałam w nim o dzisiejszym meczu. A pisałam to jakieś dwa miesiące temu. Zobaczymy, czy mam jakieś zadatki na jasnowidza. A jak ktoś przeze mnie wpadnie w dekadencki nastrój czy deprechę, to przepraszam. Ale to na górze jest niczym w porównaniu z drugim, dłuższym opowiadaniem. Oczywiście, SIECIĄ NIEPOROZUMIEŃ Ono miażdży wszelkie systemy.
Cóż, umieram fizycznie, psychicznie jakoś ciągnę. A w głowie mnóstwo chorych pomysłów, ale to już niektórzy wiedzą. Na razie jednak muszę trochę odpocząć od tego. Opublikuję to, co uwiera mnie w Worda, a potem zobaczymy.
Łasko, Atanasijevic, Kubiak, Wlazły - tyle mi w tej chwili zostało. Oczywiście wszystkie historie się ukażą, z kolejnością różnie bywa. Bo na przykład Rouzier był dziewiąty, a tutaj jest szósty. Wszystko, żebyście były zadowolone. :)
Tutaj widzimy się za tydzień, a na SIECI już w niedzielę.
Pozdrawiam, Commi.
Smutno... ;( I świetna historia, taka refleksyjna, dająca do myślenia...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jak pomysły są to najważniejsze!:) Ja zaczęłam pisać krótkie o żużlowcach ;) te Twoje opowiadania są tak realistyczne, że aż boję się pomyśleć co by było gdyby się wydarzyły... jest w nich tyle niepewności, skomplikowanych sytuacji, tyle nieporozumień. Ale cieszę się, że te opowiadania ujrzały światło dzienne. Dzięki nim dochodzę do pewnych bardzo ważnych wniosków, skłaniasz do myślenia ;) dziękuję.
OdpowiedzUsuńPo końcówce szczęka mi opadła, niestety ten rozdział pokazuje jak wiele jest zawodów niebezpiecznych dla nas samych. W jednej chwili jesteśmy w drugiej juz nas nie ma. Karina chciała być twardą i samowystarczalną kobietą, teraz może się nasunąć na myśl czy zgubiła ją chwila zapomnienia w ramionach Antka, czy straciła czujność. A może i tak coś takiego by się w końcu wydarzyło, tego nit z nas nie wiem. Co najwyżej ty sama :) Nie wiem czy już pisałam, ja za Francuzem jakoś nie przepadam, ale są takie historię kiedy wcale mi jego osoba nie przeszkadza i tak było tutaj :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Antosiowi i Karinie nie było dane żyć razem długo i szczęśliwie. Niestety nie jest się łatwo pogodzić z tym co przyniesie na los, ale niestety jakoś trzeba. Tylko że to wcale nie jest łatwe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
no i jest Antoś. :) dziękuję bardzo za wykorzystanie go w tym arcydziele! świetna historia, niestety zakończona śmiercią bohaterki, aczkolwiek i tak mi się podoba. piszesz niezwykle i jestem Twoją zdeterminowaną fanką. tworzysz historie bardzo głębokie, przemawiające do duszy, skłaniające do głębszego zastanowienia sie na swoim życiem, chwała Ci za to, bo niewielu tak potrafi. :) pozdrawiam. <3 // lucky loser.
OdpowiedzUsuńAntoś <3 Uwielbiam faceta i fajnie, że o nim napisałaś . A może coś dłuższego z jego udziałem, co?:D Ja bym była za :D
OdpowiedzUsuńTy to jednak kochasz dramaty moja droga, może ty powinnaś pisać scenariusze do seriali kryminalnych, co?:D
Jedno w tej historii było piękne. Karina umarła szczęśliwa. Samikowi pewnie trudno teraz będzie pogodzić się ze śmiercią dziewczyny, ale niestety życie bywa okrutne, bo często zabiera nam osoby, które bardzo, ale to bardzo kochamy. Podobno życie toczy się dalej, ale jak mamy normalnie żyć skoro straciliśmy osobę na której nam bardzo zależało.
Samik jakoś sobie radzi, ale się zmienił, ale to nic dziwnego, bo po śmierci bliskich osób ludzie się zmieniają.
Przepraszam za mój beznadziejny komentarz, ale ja już dzisiaj nie myślę.
Jest Rouzier jest impreza! Heh Antosia lubimy, lubimy, tylko może tak by coś dłuższego? Biedna Karina się pogubila, ale cóż przynajmniej szczęśliwa była.
OdpowiedzUsuńU ciebie Zaksa wygrywa tie-breakiem, a dzisiaj wygrała 3:0, do tego mój przesłodki Antoś został MVP, szkoda tylko, że tą nagrodą, jeżeli tak to można ująć, w tej historii nie została Karina.
OdpowiedzUsuńJa tu się spodziewałam happy endu, a nie łez, które muszę teraz ocierać. Uważam, że to co spotkało Karinę, Antonina i Patryka jest cholernie niesprawiedliwe. Karina opuściła ich obu... Dla jednego była siostrą, dla drugiego ukochaną, z którą mógł spędzić resztę życia... aj... :(
OdpowiedzUsuńLubię takie historie, gdzie coś nie kończy się do końca szczęśliwie. Dobra, wiem, to brzmi źle. Ale naprawdę sądzę, że kiedy zakończenie nie jest do końca szczęśliwe, opowiadanie pozostaje w głowach na dłużej, zmusza nas do refleksji. Moje przyjaciółki nazywają to sadyzmem, ale całkiem spora ilość moich opowiadań lub miniaturek się tak kończy...
OdpowiedzUsuńHistoria Antonina i Kariny jest niezwykła, tak samo jak zawód dziewczyny. Polubiłam historię Czwartą, z Wlazłym i Winiarskim w rolach głównych, bo po prostu uwielbiam tych dwóch siatkarzy. Ale mimo wszystko moim mistrzem jest historia Piąta. Chyba nie muszę mówić dlaczego.
Jeśli będziesz chciała, zapraszam do mnie. Dopiero pojawiam się na blogspocie, mam nadzieję, że zostanę na dłużej.
http://kiedys-bedziesz-moja.blogspot.com/
Aż się popłakałam... Przecież nie każda historia musi się kończyć dobrze. W życiu też tak jest, że komuś d=idzie lepiej, a komuś gorzej... :)
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że trzeba korzystać z życia na maxa bo nie wiadomo kiedy nasza świeczka zgaśnie. Zawód miała bardzo niebezpieczny, ale każdy zawód niesie ze sobą jakieś ryzyko. Największą wadą było to, że nie miała nikogo do kogo by wracała po ciężkim dniu. Antonin mógł być taką osobą, ale wszystko skończyło się zbyt wcześnie.
OdpowiedzUsuńTak... Ile to przypadków jest, gdy wolimy milczeć,zamiast powiedzieć co czujemy,myślimy.. Szkoda, że muszą się dziać takie rzeczy,byśmy sobie to uświadomili... Jestem jednak pewna, że oboje sobie ułożą życie, bo przecież nie można żyć przeszłością...
OdpowiedzUsuńNie zawsze jest tak, jakbyśmy chcieli, żeby było... Historia bez happu endu, ale i takie też muszą być... Karina miała bardzo ryzykowny i narażający życie zawód, prawdopodobnie nie myślała, że taki będzie tego efekt, że wpadnie we własną pułapkę... Może, gdyby Antek powiedział, co do niej czuje, sytuacja inaczej się potoczyła...? Tego nikt nie wie...
OdpowiedzUsuńNie planowałam czytania 5 i 6, ale z nudów postanowiłam dokończyć to, co zaczęłam dziś nadrabiać. Muszę powiedzieć, że masz bardzo oryginalne i nietypowe pomysły na historie, które tutaj publikujesz. Kiedyś spotkałam się z opowiadaniem o dziewczynie, która była szpiegiem, ale nie zostało ono dokończone i w zasadzie nie wiele już z niego pamiętam. Natomiast odnosząc się do tego opowiadania, szkoda mi przede wszystkim Patryka, który stracił wszystko, co miał.Stracił najlepszą przyjaciółkę. Może gdyby bardziej uważała, nadal byłaby wśród żywych? To wie już tylko ona. Z niecierpliwością czekam na kolejną historię tutaj. A za sieci zabiorę się chyba już jutro. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńNo to mnie zaskoczyłaś. Nie tylko zakończeniem, ale też tym jaki zawód wybrałaś dla Kariny. Oczywiście rozumiem, że chciała go utrzymać w tajemnicy. Strasznie mi smutno, że to wszystko się skończyło tak a nie inaczej, bo im obojgu na sobie zależało. A chyba najgorsze w tym wszystkim są te niewypowiedziane słowa. Karina umarła nie wiedząc co Anto do niej czuje, a Anto musi żyć dalej bez świadomości, że dziewczyna też była w nim zakochana. No i Patryk, nawet nie umiem sobie wyobrazić jak on się czuje po stracie przyjaciółki :( Podoba mi się jednak ten morał na końcu. Choć w praktyce ciężko się go wykorzystuje, to zgadzam się z nim - czasami trzeba pójść za głosem serca. Łatwiej powiedzieć niż zrobić.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie, jeśli masz ochotę. Rozdział pojawi się w piątek, ale już teraz możesz zapoznać się z bohaterami i zdecydować czy warto w ogóle na niego czekać, choć mam nadzieję, że tak :P
Czasem żałuje się tego, że coś się powiedziało, ale żal który ogarnia człowieka, gdy nie zdąży powiedzieć drugiemu człowiekowi o swoich uczuciach jest chyba jeszcze większy... Nie mam pojęcia, co zgubiło Karinę, czy były to wątpliwości, robienie czegoś wbrew sobie, a może po prostu za często myślała o Antku i nie skupiła się na wykonywanych czynnościach... Niestety nikt nie wie, co mu przyniesie przyszłość, a czasu nie da się cofnąć dlatego tak ważna jest szczerość i zaufanie do tej wybranej przez nas osoby. Bo dzięki jednej decyzji może zmienić się całe nasze życie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*
Rzeczywiście mocno depresyjne opowiadanie ale piękne. Szkoda tylko, ze to nie Malanowski i Partnerzy bo tam zawsze wszystko kończy się pozytywnei!
OdpowiedzUsuńWiem jestem okropna, ale lubię nieszczęśliwe historie :) A napisane przez Ciebie to już w szczególności. Piękne to było!
OdpowiedzUsuń