HISTORIA
DRUGA
„Zrządzenie
losu”
Był
30 kwietnia 2012r., a ja zamiast odpoczywać po imprezie, na której
miałam opijać swój magistrat z ekonomii, wylądowałam w Spale. To
wszystko przez mojego kuzyna, piątą wodę po kisielu, Oskara. Gdyby
się tak dokładnie przyjrzeć, to nie łączą nas żadnej koligacje
rodzinne, ale nie o to chodzi. Zachciało mu się pracować z
reprezentacją. Zapytacie: co ja mam do tego? I w sumie słusznie.
Sądziłam, że nic, ale to złudne stwierdzenie. Przed rozpoczęciem
sezonu reprezentacyjnego musiał zaopiekować się ciężarną żoną.
Trener zgodził się na to, ale postawił jeden warunek; mój kuzyn
miał przysłać kogoś zaufanego w zastępstwie. Wydałam mu się
idealną kandydatką; właśnie skończyłam ekonomię, więc znam
się na cyferkach; kocham siatkówkę, a ze statystyką sam mnie
zapoznawał. Stwierdziłam, że można spróbować. Przecież to
tylko dwa tygodnie.
Ledwo
pojawiłam się w ośrodku, a już wiedziałam, że będzie ciężko.
Recepcjonistki śliniły się za każdym razem, gdy wchodził jakiś
siatkarz. Podczas mojego wejścia były bardzo zawiedzione.
Faktycznie, Kurkiem albo Winiarskim to ja nie jestem. A kim jestem?
Dziewczyną, w zasadzie to już kobietą, która ma w życiu cel,
bywa bezczelna i pewna siebie, a ponadto zna swoją wartość i tego
nie ukrywa. Poza tym nie rozumiem, co one wszystkie w nich widzą,
tacy sami faceci jak wszyscy albo i gorsi. Mnie to wszystko jakoś
nie kręci. Nie, nie jestem lesbijką. Po prostu nie jaram się
gwiazdorami i w sumie z wzajemnością. Można pomyśleć, że mam
uraz do mężczyzn. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Nic nie poradzę
na to, że oni boją się kobiet takich jak ja. Fascynujemy ich i
jesteśmy idealną odskocznią, ale do ołtarza biorą ciepłe
kluchy, które będą do końca życia gotować obiadki i niańczyć
dzieci. Wbrew pozorom też czasem marzę o prawdziwej i szczerej
miłości, jednak wiem, że mało jest takich, którzy odważyliby
się zaryzykować.
***
Gdy
otrzymałam klucz do pokoju, udałam się na piętro dla sztabu.
Zostawiłam moją walizkę i poszłam do pokoju obok. Tam czekał już
na mnie trener Anastasi. Poznałam drugiego statystyka i cały sztab
oraz zakres swoich obowiązków. Wróciłam do siebie, włączyłam
laptopa i przeglądałam pocztę, gdy do mojego pokoju wpadła jakaś
wiewiórka.
-
Diana?! Co ty tutaj robisz? – pomyliłam się, to nie była
wiewiórka, lecz Jarosz, wybaczcie mój nietakt. Rozpoznał mnie. No
cóż, przesiadywało się na treningach Zaksy.
-
Rudy, mistrzu, jak widzisz, siedzę, oddycham i wiele innych.
-
No, bardzo zabawne. A tak na serio?
-
Zastępuję Oskara, ale nie bój się, po sparingu z Australią się
zmywam.
-
Nie wierzę. I ty się na to zgodziłaś?
-
No wiesz… Dwa tygodnie z niewyżytymi facetami, a płacą jak za
dziesięć lat w kopalni. Kto by odrzucił taką propozycję?
To
by było na tyle z naszej pięknej rozmowy, bo po chwili do
pomieszczenia wpadł niejaki Kuraś, szerzej znany jako Bartosz
Kurek. Spojrzał na mnie jak na kosmitkę i chyba miał zamiar
krzyczeć, ale zamiast tego przetarł oczy.
-
Okulary też nie pomogą, ja tu naprawdę jestem – powiedziałam, a
on przyjrzał mi się dokładnie.
Nie
odezwał się ani słowem. Odwiedzili mój pokój, bo podobno rok
wcześniej coś w nim zostawili. Jeżeli to było to, co znalazłam
dzień później, to niech się cieszą, że nie jestem aż tak
wredna i mściwa, jak się wszystkim wydaje.
***
Moja
praca nie należała do najcięższych, ale siatkarze traktowali mnie
z dystansem. To utrudniało moje życie. Bo jak mam instruować
Kurka, co do poprawy zagrywki, jeżeli ten w ogóle mnie nie słucha?
Albo jak przetłumaczyć Łukaszowi, żeby częściej grał środkiem,
jeśli ten udaje, że nic nie rozumie? Z odsieczą przyszedł mi
Winiarski, który jako jedyny docenił moją fachowość i starania.
Istnieje też opcja, że po prostu chciał się podlizać. Mnie już
nic nie zdziwi. Po tygodniu zaczęli stosować się do moich rad, co
wszystkim wyszło na dobre.
W
weekend udało nam się znaleźć chwilę luzu, ja wybrałam aktywny
wypoczynek i poszłam pobiegać do lasu. Po godzinie joggingu
zmierzałam do ośrodka, ale nie udało mi się tam wrócić, bo
porwał mnie Kurek.
-
Kurek! Co ty wyprawiasz? – zapytałam, gdy już zdjął dłoń z
moich ust.
-
Przestań histeryzować. Chciałem tylko pogadać.
-
Mamy o czym? – prychnęłam.
-
Chciałem ci podziękować i przeprosić. Podziękować za to, że
twoje rady okazały się bardzo cenne, a przeprosić za swoje
dotychczasowe zachowanie, taki już jestem – zaimponował mi. Był
jednym z nielicznych mężczyzn, którzy przyznali się przede mną
do błędu. A to, że jest wyjątkowo ambitny i pracowity, to już
inna historia. Wyglądem też nie grzeszy. Co ja bredzę?
-
Wyluzuj, Bartek. Ja byłam gotowa na dużo gorsze sceny niż to, co
wyprawialiście – po raz pierwszy w jego obecności się
uśmiechnęłam.
-
Jestem w szoku. Nie dość, że jesteś miła, to jeszcze się
uśmiechasz. I to całkiem ładnie.
-
Świnia jesteś, wiesz?
-
Wiem.
Nawet
nie zauważyłam, że mimowolnie zaczęliśmy iść w głąb lasu.
Urządziliśmy sobie wieczorny spacerek. Było naprawdę miło. Na
początku miałam go za gwiazdora, który nie widzi nic poza czubkiem
własnego nosa. Trochę się pomyliłam.
***
Sparing
z Australią nadszedł bardzo szybko, więc i moja praca szybko
dobiegła końca. Po meczu w Łodzi nie miałam jak wracać do domu,
bo samochód zostawiłam w Kędzierzynie. Liczyłam na pomoc Jakuba,
ale on przecież musiał akurat następnego dnia brać ślub. Nie
miałam wyjścia, skorzystałam z oferty podwózki, jaką dostałam
od Kurka. Siedziałam w jego wypasionym aucie i dzwoniłam do ciotki,
u której miałam nocować. Odłożyłam telefon i siarczyście
zaklęłam.
-
Co się stało? – zapytał Bartek.
-
Oprócz tego, że nie mam gdzie nocować, to wszystko genialnie. Jedź
na dworzec – poprosiłam.
-
Nie ma mowy, nie będziesz się tłuc po nocy pociągiem.
Przenocujesz u mnie, w Bełchatowie.
-
Ty się dobrze czujesz?
-
Ja tak, ty chyba niekoniecznie – nie miałam nic do powiedzenia, po
upływie pół godziny byliśmy już w jego mieszkaniu.
-
Bartek, ja cię przepraszam, nie chciałam ci się zwalać na głowę.
-
Skończ już. To żaden problem.
Chwilę
potem byłam już pod prysznicem, gdzie się odświeżyłam. Z
łazienki wyszłam w mojej skąpej piżamce, choć trudno meczową
koszulkę nazwać piżamą. Udałam się do kuchni, gdzie ku mojemu
zdziwieniu Kurek czekał już z kolacją. Co prawda były to zwykłe
kanapki, ale trzeba doceniać chęci. Zaoferowałam się, że
pozmywam. Doskonale wiedziałam, że wzrok Bartka wędruje po całym
moim ciele, począwszy od nóg, a skończywszy na szyi. Schyliłam
się, żeby wyrzucić torebki po herbacie, w tym momencie widział
mój tyłek w pełnej okazałości. Pomijam fakt, że miałam na
sobie stringi. Kusiłam los? Bardzo prawdopodobne, ale nawet nie
wiecie, jaką miałam na to ochotę. Mówiłam już, że w kuchni
Bartek siedział bez koszulki? Nie? To teraz mówię. Chciałam już
wychodzić, gdy nie wytrzymał i podszedł do mnie. Objął mnie w
pasie, a potem zaczął całować w szyję. Szybko się odwróciłam
i zobaczyłam jego przerażone oczy, już chciał przepraszać i
błagać na kolanach o przebaczenie, gdy wpiłam się w jego usta. Na
początku był mocno zaskoczony, ale jemu nie trzeba dwa razy
powtarzać. Po dziesięciu minutach zapoznawania się z sobą
nawzajem przeszliśmy do sedna. Ta noc była długa i wyczerpująca.
Nie
miałam zamiaru uciekać, niech wie, że nie jestem pierwszą lepszą.
Nie chciałam się też nim zabawić, przecież oboje wiedzieliśmy,
że to się nie uda. Postanowiłam jednak, że w nagrodę zrobię mu
śniadanie. Smażyłam właśnie naleśniki, gdy ponownie poczułam
jego ręce na swoich biodrach.
-
Już się bałem, że uciekniesz – wymruczał do mojego ucha.
-
Od ciebie? Nigdy – odpowiedziałam i zachłannie go pocałowałam.
Brakowało
mi zdecydowanego, męskiego dotyku. Moi poprzedni partnerzy byli
ciamajdami, które bez mamusi nie poradzą sobie dłużej niż jeden
dzień. Bartek był inny, jego zawód tego od niego wymagał. Po
śniadaniu zdałam sobie sprawę z tego, że to był dzień ślubu
Jarosza.
-
Bartek, a ty przypadkiem nie masz dzisiaj ślubu przyjaciela? –
zapytałam.
-
O, cholera. To się wkopałem.
-
Wyluzuj, zdążysz tam jeszcze pojechać.
-
A co z tobą?
-
Mną się nie przejmuj, zresztą zostałam zaproszona.
-
W takim razie jedziesz ze mną – powiedział zdecydowanie, a ja nie
miałam zamiaru się z nim sprzeczać.
***
Wtedy
widzieliśmy się po raz ostatni. Oskar wrócił do pracy, a ja do
własnego życia. Tęskniłam za Bartkiem. Nie wierzyłam w to, ale
tak faktycznie było. Brakowało mi jego obecności, dotyku, miłego
słowa. Zupełnie przypadkiem zjawiłam się w Katowicach na turnieju
Ligi Światowej. Chciałam sprawdzić, czym były dla niego te dwie
noce. Swoją drogą, dwie najdziksze noce w moim dotychczasowym
życiu. Cały czas siedziałam z Oskarem, więc prawie wszyscy
siatkarze mnie zauważyli. Zaczęły się kąśliwe uwagi, że niby
podbieram kuzynowi robotę. Co to, to nie. Ja nadal wolę ekonomię.
Po meczu władowałam się na boisko i przywitałam z Winiarskim.
Chwilę potem musiałam się mocno tłumaczyć przed jego żoną.
Myślałam, że mnie zabije. Z odsieczą przyszedł oczywiście
Kurek.
-
Daga, wyluzuj. Ona jest ze mną – na dowód tego namiętnie mnie
pocałował. Czułam, że obawiał się mojej reakcji, ale nie miał
czego. Brakowało mi jego ust i szybko zaczęłam odwzajemniać
pocałunki. Winiarscy się rozpłynęli. – Tęskniłem –
powiedział, gdy już się od siebie oderwaliśmy.
-
Ja też.
-
Myślałem, że już nigdy się nie spotkamy. To jest chore, ale nie
zniósłbym tego.
-
Przestań tak mówić. Oboje wiemy, że nie ma dla nas przyszłości.
Rozumiał
to tak samo jak ja. Nie przeszkodziło nam to w spędzeniu kilku
wspólnych nocy. Do Bełchatowa wrócił zaraz po przeklętym
ćwierćfinale Igrzysk Olimpijskich. Chciałam mu jakoś wynagrodzić
tę porażkę. Oczywiście skończyło się to w tym samym miejscu,
co zawsze. Parę dni później wyjeżdżał do Rosji. Chciałam, żeby
o mnie pamiętał.
***
Człowiekowi,
który biegle posługuje się dziesięcioma różnymi językami, nie
przeszkadza gwałtowna zmiana miejsca zamieszkania. Rosyjska filia
banku, w którym pracuję? Dziwne, ale prawdziwe. Zostałam jedną z
tych szczęściar, które tam wysłano. Ogólnie to Rosję średnio
toleruję, ale postanowiłam spróbować. Na moją decyzję żadnego
wpływu nie miał fakt, że filia miała być otworzona w Moskwie.
Zrządzenie losu? Ironia? Jak zwał, tak zwał. Miałam nadzieję. A
ona przecież jest matką głupich i umiera ostatnia.
Wiodłam
sobie spokojnie życie w stolicy Rosji. Nie narzekałam na nudę, bo
miałam mnóstwo pracy. Od tych cyferek to już w głowie mi się
zaczęło przewracać. Szybko zostałam kierowniczką działu, ale to
nic fajnego. Wzywali mnie do prawie każdego awanturującego się
klienta. To miał być kolejny codzienny przypadek. Wymiękłam
jednak, kiedy owym klientem okazał się Bartosz Kurek. Oczywiście
nie dałam się ponieść emocjom, wyszłam i zapytałam, w czym
problem, a on tylko się cwaniacko uśmiechnął i zaczął mówić
po polsku.
-
Tak właściwie, to przyszedłem do ciebie. Nie masz może jakiejś
przerwy obiadowej w tej chwili?
-
Nie, ale dla ciebie mogę mieć.
Po
piętnastu minutach mogliśmy swobodnie krążyć po moskiewskich
ulicach. Tutaj prawie nikt go nie rozpoznawał albo nie chciał być
nachalny. Wiadomo, inna kultura, inne zwyczaje.
-
To, jakim cudem tu wylądowałaś? – zapytał po chwili.
-
Zrządzenie losu, przypadek. Nie wiem sama. Tak jakoś wyszło.
-
A jak tu przyjeżdżałaś, to wierzyłaś, że mnie spotkasz?
-
Modliłam się o to dniami i nocami – powiedziałam z ironią.
-
Wariatka. Ale wiesz co? Ja wiem, że to głupie, co teraz powiem,
jednak wierzę, że to ma sens. Widzisz, Diana… Kocham tę twoją
ambicję, ironię, pewność siebie. Kocham cię całą i nie umiem
bez ciebie żyć – moje oczy przypominały dwa gigantyczne spodki.
W życiu nie sądziłam, że usłyszę kiedyś takie słowa.
Wśród
tych nielicznych ja znalazłam tego, który się odważył. Podjął
to ryzyko i pokochał mnie taką, jaką jestem, bez żadnych
upiększeń. Nie wiem, co będzie dalej. Na razie szczęście nam
sprzyja, a Rosja nie jest już taka zimna.
_____________________
Ja wiem, że Kurek jest mało oryginalny, ale obiecuję poprawę.:D Może nie w następnej historii, ale w czwartej myślę, że Was zaskoczę. A tutaj bardziej mi chodziło o próbę wstawienia do historii większej ilości ironii, co nie do końca mi wyszło. :P Bo te historie nie tylko bohaterami będą się różnić, ale także stylem. Przynajmniej mam taką nadzieję. :) To jest dla mnie wyjątkowy dzień. Zamknęłam bezsenność, otwieram sieć, a jeszcze Plusliga się zaczyna! :D Żyć, nie umierać.:) Dziękuję Wam za wszystkie pozytywne komentarze pod ostatnią historią. To bardzo motywuje. :) Jeśli macie ochotę na coś dłuższego w moim wykonaniu, to zapraszam na Sieć nieporozumień, gdzie pojawił się prolog! :)
A wystawa na Krakowskim Przedmieściu jest genialna. Kubiak z misiem, osaczony Guma, trener, który czyta polski elementarz i wiele innych. Cudo! :D
O następnej historii poinformuję tylko tych, którzy wpisali się w zakładce Informowani.
Pozdrawiam, Commi.
Są na świecie takie wariaty którzy pokochają mimo wad i trudnego charakteru i wezmą taką osobę przed ołtarz za nie zamienią ją w pewnej chwili w cieple kluchy :P Ale to prawda Diana ma rację, wielu facetów najpierw się wyszumi z różnymi dziewczynami a potem o rekę prosi taką która bedzie potulna, u kobiet jest odwrotnie czasami wpakują się w coś co zniszczy je od środka i nie patrzą na to jaki charakter ma uch wybranek i że działa na nie często destrukcyjnie. Ale przejdźmy do rzeczy. Los lubi płatać figle i tak było w tym przypadku, Diana urzekła Bartka z samego początku, i szkoda że tak długo czekał, bo zmarnowali sporo czasu, ale z drugiej strony, związek na odległość w takim wypadku raczej by nie przetrwał, wiec może to dobrze że się w tej Moskwie spotkali :)
OdpowiedzUsuńJa pierdziele, to było coś świetnego... nie spotkałam nigdy czegoś takiego!!! Pisz, pisz, pisz!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jak się kogoś kocha to się go przyjmuje takiego jakim jest i się go nie zmienia bo po prostu się kocha te jego wady :) Los jest bardzo przewrotny i skierował Dianę do Rosji gdzie znowu się spotkali :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, pojawiło się dużo ironii, a cała historia jest pisana z niebywałą lekkością :) Bardzo fajnie się to czyta, i cieszę się , że Kurek zaryzykował :) + jeżeli możesz,to informuj mnie o nowościach na gg- 42198396 .
OdpowiedzUsuń[the-girl-with-the-ring.blogspot.com]
Bartek strasznie się gramoli z powiedzeniem o swoich uczuciach, ale lepiej późno niż wcale. Przeciwieństwa się przyciągają. Znam wiele par gdzie ona jest przeciwieństwem jego i na odwrót.
OdpowiedzUsuńAle wiesz, co ci powiem? a od początku czułam, że ich los złączy. Nie wiem czemu, ale czułam, że oni będa razem. Może nie wierzę w przeznaczenie i przypadek, ale tutaj chyba zadziałało przeznaczanie. Mozna b powiedzieć do kilku razy sztuka.
Teraz pozostaje żyć nadzieją, że są szczęśliwi.
Perzepraszam za taki komentarz, poprawię się.
Właśnie trafiłam na tego bloga. Biorę się właśnie za czytanie. Zapraszam też na mojego http://your-love-is-my-love-volleyball.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńFakt Kurek nie jest zbyt popularny, ale ja i tak go lubię :)
OdpowiedzUsuńDobrze, ze Bartek w końcu wyznał jej swoje uczucia, nie patrząc na jej wady.
Cieszę się, że ich historia znalazła szczęśliwe zakończenie :D Przeznaczenie zadziałało, bo gdy jest nam ktoś pisany, możemy spotkać tą osobę wszędzie, nawet w wielkiej Rosji :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*
no niezłe zrządzenie losu że wylądowała właśnie w Rosji :D niespodziewane ale prawdziwe ;) buziaki :*
OdpowiedzUsuńJako Naczelna Antyfanka Bartosza Kurka III RP napiszę, ze historia jest fenomenalna, ale bohater... no cóż:)
OdpowiedzUsuńJako Naczelna Antyfanka Bartosza Kurka III RP napiszę tylko, że historia jest fenomenalna, ale bohater... no cóż:)
OdpowiedzUsuńWow!!! Jestem pod mega wrażeniem! Bardzo,ale to bardzo podobają mi się te krótki historyjki :)
OdpowiedzUsuńOd samego początku wiedziałam, że coś ich połączy. Przypadek, że Diana trafiła do Rosji? Ja bym powiedziała, że przeznaczenie. :)
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejną. :)
Podoba mi się ta historia jeszcze bardziej niż poprzednia, a dlaczego? Bo w tej jest mój ulubiony siatkarz. Genialnie Ci to wyszło. Miłość... jest prawdziwa tylko wtedy, gdy ktoś pokocha nas ze wszystkimi naszymi wadami. Ba. On nawet pokocha te wady. Tak się stało w przypadku naszych bohaterów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
P.S. Witam Was serdecznie w ten czwartkowy poranek :) Na http://niepowstrzymana-milosc.blogspot.com/ pojawił się rozdział drugi. Jeśli masz czas i ochotę, to zapraszam. Pozdrawiam :* Izuś :D
Kurek mało orginalnie? Nieee, właśnie dobrze, że On jest :D Bardzo fascynująca historia. Pokazałaś jak w imię miłości człowiek jest zdolny do poświęceń dla tej drugiej osoby. Z drugiej strony dobrze jest mieć przy sobie kogoś bliskiego, nawet w dalekiej Rosji:) Historia podoba mi się jeszcze bardziej niż poprzednia mimo tego, że Bartmana to wpsrost uwielbiam :D
OdpowiedzUsuń